Wierzycie w piątek trzynastego? Ja po wczorajszych warsztatach zupełnie przestaję! Na przeprowadzenie szkolenia zostałam zaproszona przez bardzo sympatyczną Mamę i jej dwie koleżanki – wszystkie moje “uczennice” posiadają ośmioletnie i długowłose córki. Po krótkiej teorii zabrałyśmy się na (mniej lub bardziej 😉 ) poważnie do pracy i, proszę Państwa, działo się!
Uwielbiam uczestniczki warsztatów, których chęć zdobycia nowych umiejętności aż rozpiera! I powiem Wam szczerze – byłam w ogromnym szoku. Mama-gospodarz, ponoć totalny laik w czesaniu, tak się rozszalała, że poważnie – przy innej okazji w ogóle nie powiedziałabym, że to jej pierwsze próby w tworzeniu warkoczy! Pozostałe Mamy też nie pozostawały w tyle, i dzielnie stawały czoła kolejnym wyzwaniom. Półtorej godziny dla nich? To zdecydowanie za mało! Słowo daję, czesałyby do rana!
Jednak to nie ich opinia i umiejętności liczyły się dla mnie wczoraj najbardziej. Gdybyście widzieli ich Modelki! Początkowo nieśmiałe, potem jęczące i stękające (bardziej dla zasady niż z powodu prawdziwego bólu 😉 ) a na koniec zachwycone pracą własnych Mam! Aż dziw, że lustro nie pękło od ciągłego przeglądania, “ochów” i “achów” 😉 😀
Co tu więcej gadać – świetna ekipa, rewelacyjna atmosfera i… na pewno je jeszcze odwiedzę! 😀 Może nawet Tatę-gospodarza namówimy na jakiegoś warkocza? Póki co z doskoku, z uśmiechem na twarzy, działał z Mamą na “cztery ręce” 😉 Jak mówiłam – działo się 😉 😀
I tak, Mamy uczesały:
- warkocz francuski
- dwa warkocze holenderskie pół-dobierane
- warkocz kłos
- kok na gumce
- przekładanego smoka.