Znacie to przysłowie “szewc bez butów chodzi”? Przekładając je na język “fryzjerski” otrzymamy co? No właśnie 😉 Z fryzjerkami to jest tak, że i owszem, mają dostęp do wielu środków i zabiegów upiększających, ale a) kiedy to robić, gdy ciągle klienci i b) samemu to wcale nie jest tak łatwo się na przykład ostrzyc czy uczesać. Żaden fryzjer również nie jest świetny we wszystkim i gdy może chętnie korzysta z pomocy koleżanki/kolegi z salonu. Co jednak zrobić, gdy biznes prowadzi się samemu? Ha! Wtedy na ratunek zjawiam się ja! 😀
Katarzyna to młoda Mama, która ma to szczęście i prowadzi własny Salonik Fryzjerski kilkanaście metrów od moich okien 😉 Ba! Nasze dzieci chodzą do tego samego przedszkola! Dlatego też bez wahania, z samego rana odwiedzam ją w zakładzie – Ona ma wygodną fryzurę na cały dzień (jak nie kilka 😉 ), a ja mogę poćwiczyć czesanie i wyżyć się artystycznie na długich i elegancko zadbanych włosach. Według mnie współpraca idealna 😀
Dziś Katarzyna przyjmuje klientki w czterech warkoczach holenderskich, pół dobieranych, położonych gładko na reszcie rozpuszczonych, lśniących zdrowiem włosach. Ech, żeby mnie tak ktoś poczesał… 😉 😉 😉