Dzisiejszy wpis – uwaga! – będzie bardzo (samo)krytyczny! Gdy Mama Kasia umawiała się ze mną na czesanie ogólnie nakreśliła upragnione upięcie. Które, dodajmy, zazwyczaj nie stanowi dla mnie wyzwania. Wszystko się zmieniło gdy dotknęłam jej włosów. Bo, drodzy czytelnicy – długość i gęstość to nie wszystko. Liczy się również “faktura” włosów. Jasne jest, że kręcone czesze się inaczej, niż, nazwijmy je ogólnie, proste. Są jednak proste-uległe i proste-uparciuchy 😉 Te pierwsze ładnie poddają się wszelkiemu modelowaniu, są bardzo plastyczne. Te drugie są zazwyczaj o wiele mocniejsze i bardziej lśniące – ale i sztywniejsze i oporne. I takie: mocne, grube, zdrowe – ale i “uparte” 😉 włosy posiada Kasia. W założeniu miał być kwiat, niestety nieosiągalny. Próbowałam, układałam, wyciągałam – włosy żyły własnym życie. Ni jak nie chciały się trzymać na miejscu. Ba, uciekały nawet spod wsuwek a lakier traktowały z przymrużeniem “oka” 😉 Czas leciał, Kasia czekała, ja chciałam jak najlepiej – skończyło się zatem na warkoczowym koku. Popatrzcie na jego objętość! A włosy w nim są mocno ściśnięte, żeby jak najmniej uciekały. Zatem, drogie Panie, nie zawsze “dużo” oznacza “idealnie”. A dwa, muszę spojrzeć prawdzie w oczy – mimo najlepszych chęci nie zawsze jestem w stanie wyczarować na Waszych głowach Wasze marzenia 🙁 Naprawdę mi przykro!!!